bestofwhisky.pl Strona Główna bestofwhisky.pl
Forum koneserów i pasjonatów | Hejtujemy od 2005 roku

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Druga wyprawa szlakiem whisky - Orkady 2010
Autor Wiadomość
Rajmund 
Administrator



Ulubiona whisky: już sam nie wiem...
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 1402
Skąd: Świdnica
Wysłany: Śro Lip 07, 2010 11:37 pm   Druga wyprawa szlakiem whisky - Orkady 2010

Dzień pierwszy (piątek, 25 czerwca 2010)

Ryanair spisał się nieźle, choć dolecieliśmy do Glasgow Prestwick z małym opóźnieniem. Wojtek, który sam podróżował Wizzairem z Gdańska, miał wystarczająco duże opóźnienie, byśmy spotkali się na hali przylotów w Prestwick, w oczekiwaniu na bagaże. A miał tam już na nas czekać. Ze skrzynką piwa i orkiestrą powitalną. Zamiast skrzynki piwa, miał butelkę Bowmore Surf, zakupioną… w sklepie na lotnisku w Gdańsku.
Nocleg w Prestwick Guesthouse, 10 minut spacerkiem od lotniska.

Uwaga praktyczna: Jeśli latacie tanimi liniami, pamiętajcie o odprawie online i wydrukowaniu sobie karty pokładowej odpowiednio wcześniej. Poza tym, jeśli kupujecie bilety na przelot dużo wcześniej, pamiętajcie, że Ryanair potrafi drastycznie zmienić godziny przelotów. Kiedy my kupowaliśmy bilety, nasz lot zaplanowany był na rano. Na jakieś półtora miesiąca przed odlotem okazało się, że lecimy jednak wieczorem, że w Prestwick będziemy przed północą, że musimy gorączkowo szukać sobie albo firmy wynajmującej samochód w środku nocy, albo znaleźć sobie jakiś nocleg niedaleko lotniska.

[ Dodano: Czw 08 Lip, 2010 12:37 am ]
Dzień drugi (sobota, 26 czerwca 2010)

Eurodrive Vehicle Rental dostarczyło nam naszego dziewięcioosobowego Fiata Ducato na czas, zapakowaliśmy się w maszynę i ruszyliśmy w drogę. Celem naszej podróży tego dnia był Dufftown. Po drodze chcieliśmy zajechać jeszcze do Macallan, gdzie mieliśmy nadzieję na zwiedzanie destylarni.

Do Macallan dotarliśmy dokładnie o 14.55. W Visitor Centre oznajmiono nam, że ostatnia tura zwiedzania tego dnia zaplanowana jest na godz. 15.00. W związku z tym jednak, że wszyscy już byli na miejscu i czekali, grupa już wyruszyła na zwiedzanie. I koniec. Nie ma mowy o tym, żeby do grupy dołączyć, żeby jakiś przewodnik zabrał nas jako oddzielną grupę, żeby zrobić jakikolwiek wyjątek, choć trochę pójść nam na rękę. A jutro? Jutro jest niedziela, nie pracujemy. I wiecie gdzie możecie nas pocałować. Z notatek w brulionie leżącym przed panią szefową VC wynikało, że owa grupa, na którą się nie załapaliśmy, składała się z dwóch osób. Na pocieszenie dostaliśmy po parę kropel 10-letniej Macallan – i po sprawie.

Dotarliśmy do Dufftown, zakwaterowaliśmy się w super wypasionym Commercial Hotel, wpadliśmy do Whisky Shop (przez ścianę), gdzie byliśmy umówieni na degustację zorganizowaną specjalnie dla nas. Żeby czas wykorzystać maksymalnie, większość grupy ruszyła jeszcze do Keith, żeby zobaczyć Strathisla. Tam również nie było mowy o zwiedzaniu, ale tego już nikt o tej porze nie oczekiwał. A Strathisla z zewnątrz robi wystarczająco duże wrażenie, żeby to nikomu nie przeszkadzało za bardzo. Tym bardziej, że większość z nas już Strathislę dość dokładnie zwiedziło poprzednim razem.

Degustacja w Whisky Shop w Dufftown przeszła nasze oczekiwania. Zanim tam przyjechaliśmy, prosiłem Mike’a Lorda żeby zrobił coś, co przekona wielbicieli islayowych dymów i torfów, że Speyside potrafi mile zaskoczyć. Dostaliśmy więc przede wszystkim niezależne i całkiem niemłode wersje whisky wytwarzanych nie dalej niż 25 km od miejsca degustacji, w tym: Imperial DL 21yo, Caperdonich DT 37yo, Glen Grant DT 22yo, Glen Moray DT 36yo, Benrinnes GMP Connoisseur’s Choice, oraz BenRiach 21yo OB. Dodatkowo, spoza Speyside, w naszych kieliszkach wylądowała Bunnahabhain 41yo z Adelphi, oraz Bowmore MC 18. Było piękniusio, pyszniusio i rozkosznie. Chyba wszystkie smakowane whisky zrobiły na nas niezłe wrażenie. Ja najcieplej wspominam Imperial, która wyczyniała cuda aromatyczno-smakowe w kieliszku, jeśli pozwolono jej tam odpowiednio długo poleżeć, oraz Bunnahabhain – pięknie sherry’owa, bogata, wręcz gęsta, a przy tym ani śladu akcentów palonej gumy. Po degustacji zrobiliśmy zakupy, pożegnaliśmy się, poszliśmy na miasto.

W Dufftown zdążyliśmy jeszcze – późną nocą – zajrzeć do alembików w Glenfiddich i stoczyć się do fosy zamku Balvenie. A potem już poszliśmy spać.

[ Dodano: Czw 08 Lip, 2010 12:37 am ]
Dzień trzeci (niedziela, 27 czerwca 2010)

Zaraz po śniadaniu w naszym Commercial Hotel ruszyliśmy na przejażdżkę wśród destylarni Dufftown – najpierw Dufftown, potem Mortlach (przyjrzeliśmy się z okien samochodu skraplaczom zanurzonym w ogromnych drewnianych beczkach na zewnątrz hali alembików), po czym Glendullan, Parkmore, po którym, tuż przy kompleksie Glenfiddich-Balvenie-Kininvie skręciliśmy w lewo, w górę, do zamku Balvenie. Tym razem obyło się bez staczania.

Z Dufftown ruszyliśmy w stronę Craigellachie, gdzie przyjrzeliśmy się zakładowi bednarskiemu Speyside Cooperage, po czym wróciliśmy do Balvenie, bo ktoś coś tam zostawił. Całe szczęście, że zorientował się w porę. Z Wick już bym nie wracał.

Dalej było Rothes – rzut oka na Glen Spey, Glen Grant, rozwalaną właśnie Caperdonich, potem Speyburn. Jedziemy dalej w stronę Elgin, po drodze mijamy Longmorn i BenRiach. W Elgin stajemy zatankować na BP (z wyraźnymi wyrzutami sumienia – jak można tankować na BP?!), po czym mijamy Glen Moray i ruszamy w stronę Inverness. Troszkę drażnią po drodze drogowskazy na Benromach, Dallas Dhu, czy choćby zamek Cawdor (ktoś pamięta Makbeta?), ale twardo prujemy na zachód. Od Inverness już ciągle na północ, w siną dal. Zatrzymujemy się po drodze w zamku Dunrobin – żeby nie było, że tylko wóda i wóda. Zamek jest piękny, imponujący, a na dodatek są tam piękne ptaki drapieżne (żywe!).

Atrakcją tego dnia miał być mecz Niemcy-Anglia. Już pierwszego dnia pytaliśmy naród szkocki komu będzie kibicował. Naród szkocki (w osobach właścicieli pensjonatu w Prestwick, oraz kierowcy, który dostarczył nam samochód) nie miał wątpliwości – w tym meczu ucieszą się z klęski Anglików. Kiedy dotarliśmy do Wick, mecz trwał w najlepsze. Poszliśmy do pubu. Z jednej strony, trzeba było coś zjeść, ale z drugiej strony, trzeba koniecznie zobaczyć jak skończą się zmagania Podolskiego z angielską bandą. I jak będą reagować miejscowi. Miejscowi ryczeli z radości na każdy gol wbity przez naszych chłopaków zza Odry. Nie ryczała tylko grupka angielskich motocyklistów, siedzących pod samym telewizorem. Ci wyszli z pubu natychmiast po zakończeniu meczu. Nie byli za bardzo szczęśliwi.

W Wick spotkaliśmy jeszcze niejakiego Silver Fox, ale to osobna historia. Gdyby ktoś chciał uszczęśliwić pewnego przesympatycznego dziwaka z północy Szkocji, niech wyśle widokówkę zaadresowaną „Silver Fox, Wick, Scotland”. Podobno zaadresowane tak kartki docierają do adresata z Nowej Zelandii i Brazylii. Dlaczego więc nie z Polski?

Do Gills Bay dotarliśmy na godzinę przed promem na Orkady. Czekając na prom ustrzeliliśmy (fotograficznie) parę fok wygrzewających się na skałach wystających z oceanu. Aha, chyba nie wspomniałem, że przez cały czas mieliśmy cudowną, słoneczną pogodę…

Do St. Margaret’s Hope na Orkadach dotarliśmy godzinę później, ruszyliśmy w stronę Kirkwall, znaleźliśmy nasz pensjonat, zakwaterowaliśmy się w Hildeval Guesthouse… i poszliśmy na miasto. Kiedy trafiliśmy do baru Helgi’s, wiedzieliśmy już na pewno – orkadyjskie kobiety potrafią być piękne. Zupełnie nie jak w Szkocji. Coś tam zjedliśmy, napiliśmy się lokalnego piwa (osobiście polecam Scapa Special) i poszliśmy podbijać teren. W jednym z pubów spotkaliśmy naszego rodaka mieszkającego na Orkadach, dla którego „jest to wspaniałe miejsce do życia, a od września do marca jest przejebane.” Proszę o wybaczenie bardziej wrażliwych czytelników tego sprawozdania, ale ów miejscowy Polak dokładnie tak powiedział. Od tej pory byliśmy czujni i wypatrywaliśmy czy przypadkiem owo legendarne przejebane nie przyjdzie tego roku nieco wcześniej niż dopiero we wrześniu. I choć były symptomy owego, to chyba udało nam się umknąć z jego szponów.

Wieczorem, w pensjonacie, przyszedł czas na spożycie zakupionej w Dufftown butelki Kilchoman. Nie było chyba osoby w grupie, która miałaby coś pozytywnego do powiedzenia o tej whisky. To się po prostu nie powinno zdarzyć. Ja rozumiem, że w Kilchoman mają rachunek ekonomiczny, i że jest on nieubłagany. Ale czegoś takiego nie powinno się wypuszczać na rynek. Po prostu nie powinno się. Tutaj przychodzi mi na myśl analogia do Kininvie. Do tej pory na półkach sklepowych nie natknęliśmy się na oficjalną (czy jakąkolwiek inną) wersję Kininvie. Osobiście miałem kiedyś okazję smakować tej whisky w wieku bodaj 10 lat, z beczki nr 1. I wtedy zrozumiałem dlaczego właściciele destylarni nie chcą tego butelkować. W Kilchoman powinni byli postąpić podobnie.

[ Dodano: Czw 08 Lip, 2010 12:38 am ]
Dzień czwarty (poniedziałek, 28 czerwca 2010)

Po śniadaniu ruszamy do Highland Park. Tutaj przekonujemy się, że Orkadianki potrafią być naprawdę ładne. Ja nawet już nie chcę zwiedzać, chętnie zostanę w Visitor Centre, dotrzymam towarzystwa pani za ladą… Poczucie obowiązku jednak zwycięża, idziemy zwiedzać. Standardowe zwiedzanie, żadnych fajerwerków, ale też trudno im wiele zarzucić. No, może poza tym, że przewodnik twardo twierdzi, że w destylarni zaczyna się przerwa wakacyjna, a my wyraźnie widzimy akcję w kadzi zaciernej, obserwujemy burzliwą fermentację w kadziach fermentacyjnych, a w alembikach aż huczy. Nie wyprowadzamy go z błędu, bo ze względu na „silent season” mamy dostać na koniec zwiedzania nie tylko kolejkę standardowej 12-letniej whisky, ale również po kieliszku Highland Park 18yo. Whisky ci u nas dostatek, ale i te dwa nagie kieliszki przyjmujemy jako zapowiedź zwycięstwa. Na koniec prosimy jeszcze o odrobinę świeżo odpędzonego destylatu. Tak dla porównania z wysuszoną poprzedniego wieczoru Kilchoman 3yo. Highland Park 0yo jednogłośnie wygrywa.

Po opuszczeniu Highland Park, ruszamy na podbój Scapy. Na miejscu okazuje się, że ani żywej duszy. Wyraźnie słychać i czuć w powietrzu, że w środku whisky się dzieje, ale wszystkie drzwi są zamknięte, a nawet zarośnięte pajęczynami. Potwierdza to moją teorię, że whisky robi się z koncentratu (do kupienia na Allegro), a całą reszta to mydlenie oczu naiwnych. Obfotografujemy więc Scapę i spadamy. Obieramy kurs na megality – Stones of Stenness i Ring of Brodgar – oraz osadę Skara Brae. Przepiękne miejsca.

Na kolację jemy owoce morza w restauracji Ayre Hotel. Przegrzebki, krewetki, kraby, kilka gatunków ryb – pyszne.

Wieczorem trzech z nas rusza z powrotem do Ring of Brodgar, na nocne zdjęcia. No, zdjęcia przy zachodzi słońca, ale tu słońce zachodzi (tylko na chwilę) właśnie w środku nocy. Po powrocie spożywamy zakupioną w destylarni Highland Park Hjärta. Pyszna i zacna, ale w takich okolicznościach przyrody, w salonie z widokiem na Kirkwall Bay, nie ma mowy o jakiejś dogłębnej analizie, robieniu notatek. Każdy cieszy się chwilą. I zawartością kieliszka. A ta jest zacna.

Około godz. 4.00 wstaję do toalety. Słońce stoi już wysoko i ostro świeci nam w okno.. Ot, Orkady… Ot, północ…

[ Dodano: Czw 08 Lip, 2010 12:38 am ]
Dzień piąty (wtorek, 29 czerwca 2010)

We wtorek ruszamy na wyspę Hoy – jedyną górzystą wyspę w archipelagu Orkadów. Chcemy dotrzeć do miejscowości Rackwick, a stamtąd wyruszyć na klify, z których będzie widać słynną iglicę Old Man of Hoy. Okazuje się, że dotrzeć na Hoy wcale nie jest tak łatwo. W każdym razie nie jeśli chce się potem po wyspie poruszać samochodem. Kompania promowa informuje mnie przez telefon, że na co najmniej dwa dni do przodu mają pełne promy i ani śladu miejsca dla nas. Ruszamy więc na podbój Hoy na pieszo, promem osobowym.

Prom to za dużo powiedziane. Łódeczkę, na którą się zaokrętowaliśmy, miotają nawet niewielkie fale. Po drodze mijamy ogromną kolonię fok, na wypadek gdybyśmy mieli zapomnieć, że jesteśmy na naprawdę dzikiej, dalekiej północy. Na Hoy docieramy, bez chwili zastanowienia pakujemy się w minibus z napisem „Rackwick” za szybą. Jedziemy gdzie nas zabierze kierowca. Po drodze dowiadujemy się o złotych latach Hoy, największym kinie w Europie, o pożarach torfowisk, resztkach lasu, itp. Rackwick okazuje się być osadą zamieszkaną na stałe przez… 6 osób. W tym naszego kierowcę.

Z Rackwick ruszamy szlakiem wzdłuż klifów do Old Man of Hoy, tam popasamy, fotografujemy się na wszelkie sposoby, i wracamy. Pawcio i Tomek decydują się ruszyć z powrotem do promu piechotą, pozostali wracają do Rackwick i planują wracać na prom razem z naszym kierowcą-przewodnikiem. Za kolejne 2 funty. Wieść gminna niesie, że na piaszczystej plaży Rackwick odbyła się kąpiel w oceanie, ale mnie przy tym nie było, więc nie mogę potwierdzić. Ja próbowałem ustrzelić kuliki wielkie i wydrzyki. Też wielkie.

Nasz ulubiony (bo jedyny) kierowca z Hoy, za nic ma sobie rozkład jazdy, rusza w stronę promu jakieś 15 minut przed planowanym czasem. Tuż przed przystanią wyrzuca nas przy (jedynej bodaj na Hoy) kawiarni, gdzie podobno możemy dostać piwo (a suszy nas po tym spacerku), wino, whisky, zupę, ciasta i inne. Na miejscu okazuje się, że prowadzące ów przybytek (obskurna chata, w której ustawiono kilka stolików, lodówkę i zainstalowano zlew z bieżącą wodą) trzy dziewuszki padły ofiarą własnego sukcesu. Tylu klientów nie są w stanie obsłużyć. Tylu, czyli pewno ze dwudziestu dziennie. Mylą zamówienia, każą czekać na filiżankę kawy tak, jakby była to jagnięcina z pieca, sprawiają ogólne wrażenie totalnej nieudolności. Nawet zaczyna nas to bawić. Ja mam szczęście, zamawiam tylko butelkę piwa Scapa Special. Piwo stoi w lodówce w zasięgu ręki panny, której płacę za to piwo. Kieruje mnie jednak do stolika, gdzie czekam jakieś 10 minut zanim Scapa Special pojawia się przede mną i mogę zamoczyć w niej spragniony pysk.

Po powrocie na Mainland i do Kirkwall, pędzimy do centrum metropolii na jakąś kolację. Trzeba było widzieć pewnych dwóch uczestników wyprawy, gdy w pewnym przybytku fish&chips eat-in or take-away, gdy na stoliku przed nimi wylądowały gigantyczne porcje smażonego dorsza i frytek. Byli dzielni.

Po powrocie do pensjonatu odbywa się faza zasadnicza bratania się z gospodarzami. Nie bez udziału dwóch butelek jakiegoś paskudnego austriackiego schnappsa. Co niektórych na drugo dzień boli głowa. Oj, boli…

[ Dodano: Czw 08 Lip, 2010 12:39 am ]
Dzień szósty (środa, 30 czerwca 2010)

Po śniadaniu ruszamy najpierw na szybkie zwiedzanie Kirkwall – wcześniej nie było jakoś czasu – w tym katedry św. Magnusa. Jedziemy na południe, kierując się w stronę St. Margaret’s Hope, skąd w samo południe odpływa nasz prom na stały ląd. Po drodze zwiedzamy kaplicę zbudowaną przez włoskich jeńców wojennych w czasie II wojny światowej. Wbrew pozorom, robi ogromne wrażenie.

W porcie promowym odbywamy sympatyczną rozmowę z pracownikiem Pentland Ferries na temat tego co jest samochodem, a co minibusem i za co ewentualnie trzeba by dopłacić 5 funtów, a za co nie. Ostatecznie nie dopłacamy niczego. A co! Twardzi jesteśmy!

Na stałym lądzie kierujemy się prosto w stronę John o’Groats i Stacks of Duncansby. Tam odbywa się fotograficzne polowanie na maskonury i inne ptactwo wodne. Szkoda, że mamy tak mało czasu. Trzeba ruszać, bo musimy dotrzeć do Glenmorangie przed zamknięciem Visitor Centre, a przed nami szmat drogi.

Do Glenmorangie docieramy wreszcie na pół godziny przed zamknięciem. Nie ma mowy już o zwiedzaniu, ale sympatyczna przewodniczka zgadza się wpuścić nas do hali alembików. Co jak co, ale alembiki w Glenmorangie zobaczyć trzeba. Potem już szukamy naszego pensjonatu na tę noc. Golf View Guesthouse bije wszystko, co dotychczas widzieliśmy w Szkocji w temacie zakwaterowania. Elegancko, wykwintnie, ciepło. Aż za bardzo. W salonie Golf View, już przed snem, odbywa się degustacja zakupionych w miejscowej kooperatywie (Co-operative food, taki supersam) Glen Moray no age i Highland Park 12yo.

[ Dodano: Czw 08 Lip, 2010 12:39 am ]
Dzień siódmy (czwartek, 1 lipca 2010)

Z Tain jedziemy do Stirling, gdzie mamy kolejny nocleg. Po drodze zahaczamy znowu o Dufftown, gdzie ktoś czegoś zapomniał poprzednim razem, jak tam byliśmy, po czym jedziemy prosto do Pitlochry. Edradour jaka jest, każdy wie – mała, słodka, przytulna. Tym razem okazuje się, że za wstęp trzeba zapłacić 5 funtów od osoby, co jest nowością. Dotąd wstęp był bezpłatny. Widocznie Signatory stara się zarobić na czym się da. Co więcej, nawet jeśli nie chcemy zwiedzać destylarni, tylko zamierzamy przycupnąć w barze i ewentualnie czegoś popróbować, też musimy zapłacić. Do dzisiaj nikt z nas nie wie jak liczona jest opłata za ten rodzaj wstępu.

Po opuszczeniu destylarni zatrzymujemy się w pubie przy hotelu Moulin, przy którym funkcjonuje niewielki browar, gdzie popasamy (np. haggis) i raczymy się miejscowym piwem. I jedno i drugie pyszne. Potem jeszcze mały postój w Pitlochry – jedna z ostatnich szans na zakupy pamiątek i wszelkich gadżetów związanych ze Szkocją. Samo Pitlochry okazuje się piękną miejscowością, swego rodzaju kurortem, pełnym sklepików, restauracji i pubów. A także turystów.

Natychmiast po dotarciu do Stirling udajemy się pod pomnik Williama Wallace’a. Jesto to piękna, monumentalna wieża, usytuowana na wzgórzu tuż obok Stirling. Potem już zostało nam tylko znaleźć The Whitehouse, naszą kwaterę na tę ostatnią noc w Szkocji. Na miejscu okazuje się, że to spore rozczarowanie, ale to nie przeszkadza nam bawić się dobrze do późnego wieczora w pobliskich pubach, gdzie bratanie się z miejscową ludnością szło nam nader dobrze. Ku uciesze obu stron. A w jednym pubie znaleźliśmy kolekcję 363 butelek whisky, w większości niezależne edycje najbardziej wypasionych marek np. spod szyldu Cadenhead’s, pochodzących z początku lat osiemdziesiątych. Majątek niewyobrażalny stał tam na półkach i kurzem zarastał.

[ Dodano: Czw 08 Lip, 2010 12:39 am ]
Dzień ósmy (piątek, 2 lipca 2010)

Rano ruszyliśmy na podbój zamku w Stirling, po czym zdecydowaliśmy się na spędzenie pozostałego czasu przed odlotem naszego samolotu na zwiedzaniu destylarni Glengoyne. Destylarnia zrobiła bardzo pozytywne wrażenie – mimo powszechnie panującej nieciekawej opinii na temat robionej tam whisky – i dano nam zamoczyć dzioba w podstawowej wersji Glengoyne 10yo. Za dodatkowe 2 funty moglibyśmy dostać odrobinę wersji 17-letniej. Niektórzy z nas zdecydowali się na tak desperacki krok i wcale tego nie żałowali.

Po Glengoyne przyszedł czas na przebijanie się przez centrum Glasgow w godzinach szczytu w piątkowe popołudnie. Z jakichś powodów zamknięty był Erskine Bridge, a u wlotu drogi na most stał radiowóz policyjny z mrugającymi światłami. Do dziś nikt nie wie dlaczego musieliśmy brnąć przez sam środek największego korka w największym mieście Szkocji. Tak czy inaczej, dotarliśmy szczęśliwie i na czas na lotnisko w Prestwick, skąd już bez przygód dostaliśmy się do Wrocławia i do domów – już każdy na własną rękę.

Czy coś zdziwiło, zaskoczyło…? Orkady przede wszystkim. Zupełnie różne od reszty Szkocji, zamieszkane przez zupełnie innych ludzi, zabudowane kompletnie inną zabudową, pokryte siecią przyzwoitej jakości, szerokich dróg. Nie jak w północnej Szkocji. Podobno ma to związek z funkcjonowaniem tam przez długie lata bazy wojskowej NATO. Pozytywnie zaskoczyła pogoda. Jedynie w czwartek zmagaliśmy się z deszczem i względnym chłodem. Poza tym, mieliśmy słoneczną i ciepłą pogodę. Nie zaskoczyło natomiast podejście do nas pracowników odwiedzanych destylarni – w Macallan olano nas totalnie, w Highland Park dostaliśmy rutynowy standard. Edradour stanęła na głowie w kwestii zwiedzania – nie wiedzieć czemu. Z jednej z najbardziej przyjaznych destylarni spadła niemal na sam koniec stawki.

Jeszcze w Prestwick rozpoczęły się dyskusje na temat kolejnej wyprawy, zarysowano konkretne plany…
 
 
 
Pawcio 
Singlemalt Whisky Apostle



Ulubiona whisky: Caol Ila
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 1085
Skąd: Wa-wa
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 11:17 am   

Ciekawostka wyjazdu jest to że poza Dufftown własciwie nie piliśmy whisky , no może jeszcze pyszniutka Hjarta z HP. Co nie znaczy że była to wycieczka abstynentów , po prostu whisky kupowane na wieczorne pogaduchy które były podsumowaniem dnia były tylko na rozwiązanie języka , w sumie nie warto do nich wracać.
Było za to kilka pyszniutkich piwek ktore podbiły nasze serca i żołądki , a ponieważ lato było upalne to piwko sie bardzo dobrze komponowało i było konsumowane dośc zachłannie mimo ceny która niestety jak wszystko w szkocji jest księżycowa;)).
Jedyne co było tanie to chyba kieliszki w HP w cenie 1 piwa;), a biorąc pod uwagę ceny piwa w HP to nawet za pól piwa. :mrgreen:
Osobiście uważam drugi wyjazd za duzo "przyjażniejszy" dla uczestnika , więcej czasu na pubowanie , spacery , większa róznorodność zwiedzania , rewelacyjna pogoda.
Rajmund jako organizator jest rewelacyjny , wszystko dopięte i zaklepane z góry , wydaje mi się że nawet był bardziej wyrozumiały dla nas;))
Tylko wciąż nie było nam dane zobaczyc słynne szkockie midże;))
_________________
Pozdrawiam.Pawcio.
"Crusader i Złych Macallan'ów Niszczyciel. Postrach Karuizaw. Protektor Ardmorów. Wielki Piewca CI. BOW Inkwizytor In Spe"P.W.Jasnowski.

NIE TEN PRZYJACIEL, CO CIĘ NIESIE Z KNAJPY DO DOMU, A TEN CO CZOŁGA SIE RAZEM Z TOBĄ
 
 
 
mik_us 
Singlemalt Whisky Crusader



Ulubiona whisky: Kilka na A i na B ;)
Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 629
Skąd: Stolica Złotych Gór
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 12:35 pm   

Super relacja, wspaniała przygoda :)
_________________
Pozdrawiam
mik_us
http://whisky-blog.pl
 
 
 
Wojciech 
Singlemalt Whisky Crusader
Wojciech



Ulubiona whisky: Port Ellen
Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 519
Skąd: Jelenia Góra
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 12:39 pm   

W Pitlochry był jeszcze Blair Athol. Ładna destylarnia, tym razem zielona, a nie jak poprzednio w kolorach jesieni. I na dodatek dobrzy ludzie tam pracują :mrgreen: Bez zwiedzania, gratis, dostaliśmy po dramie Blair Athol Fauna & Flora oraz Blair Athol Cask Strength. Pyszne :D
_________________
Pozdrawiam
Wojciech
 
 
Wiktor 
God of Hate
koordynator BOW


Ulubiona whisky: sobotnia
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 4805
Skąd: Szczecin
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 1:01 pm   

No no no, całkiem bogaty program zrealizowaliście w dość krótkim czasie - fajna sprawa 8)
Ciekawi mnie teraz, które miejsca w Szkocji uczestnicy wypraw (zwłaszcza "weterani" obydwu) polecają więc jako szczególnie warte zobaczenia? Może każdy przedstawiłby swój mini ranking? Wiem wiem, wszystko warto, ale chodzi mi - powiedzmy - o kolejność, w jakiej warto ;)
_________________
Pozdrawiam,
Wiktor
-----------------------------------------
"Od Arrana, ognia, wojny, i do tego od człowieka, co się wszystkim nisko kłania, niech nas zawsze Bóg obrania"

"Piłem whisky, którym Wy młodzi nie dalibyście wiary. Atakujące płomieniem prosto ku gardzieli. Piłem mieniące się Ardbegi po ciemnej sherry, nalewane prosto z beczek u bram sklepów Sukhindera. Wszystkie te dramy znikną w czasie, jak roczniki na etykietach... Czas umierać"
 
 
 
Tad 
Singlemalt Whisky Acolyte



Ulubiona whisky: Port Ellen
Dołączył: 29 Lis 2006
Posty: 85
Skąd: Jelenia Góra
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 2:11 pm   

Chciałem jedynie nadmienić, że jednogłośnie stwierdziliśmy wyższość lotnictwa rosyjskiego nad amerykańskim. 8-)
_________________
S.C.P.B.
 
 
Wiktor 
God of Hate
koordynator BOW


Ulubiona whisky: sobotnia
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 4805
Skąd: Szczecin
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 2:28 pm   

Zawsze jakaś podpowiedź :mrgreen:
_________________
Pozdrawiam,
Wiktor
-----------------------------------------
"Od Arrana, ognia, wojny, i do tego od człowieka, co się wszystkim nisko kłania, niech nas zawsze Bóg obrania"

"Piłem whisky, którym Wy młodzi nie dalibyście wiary. Atakujące płomieniem prosto ku gardzieli. Piłem mieniące się Ardbegi po ciemnej sherry, nalewane prosto z beczek u bram sklepów Sukhindera. Wszystkie te dramy znikną w czasie, jak roczniki na etykietach... Czas umierać"
 
 
 
Czarek 
Singlemalt Whisky Prophet



Ulubiona whisky: Ben Nevis i Caol Ila
Dołączył: 19 Kwi 2006
Posty: 1673
Skąd: Poznań
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 5:57 pm   

ah szkoda gadać, tylko pozazdrościć :|
_________________
Pozdrawiam
 
 
pawcios 
Singlemalt Whisky Combatant


Ulubiona whisky: Laphroaig
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 266
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 6:55 pm   

A może są chętni na wypad w październiku? Na 95% będę jechał w grupce 3-6 osób (do ustalenia) i nie widzę problemu w tym, żeby grupę powiększyć. Tyle, że my przede wszystkim planujemy Islay + to co nam się uda zwiedzić na lądzie
 
 
Pawcio 
Singlemalt Whisky Apostle



Ulubiona whisky: Caol Ila
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 1085
Skąd: Wa-wa
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 7:07 pm   

Tad napisał/a:
Chciałem jedynie nadmienić, że jednogłośnie stwierdziliśmy wyższość lotnictwa rosyjskiego nad amerykańskim. 8-)


votum separatum;))

jednogłośnie uznaliśmy tylko że niedobrze mieszkac tam gdzie jest przejebane';))
_________________
Pozdrawiam.Pawcio.
"Crusader i Złych Macallan'ów Niszczyciel. Postrach Karuizaw. Protektor Ardmorów. Wielki Piewca CI. BOW Inkwizytor In Spe"P.W.Jasnowski.

NIE TEN PRZYJACIEL, CO CIĘ NIESIE Z KNAJPY DO DOMU, A TEN CO CZOŁGA SIE RAZEM Z TOBĄ
 
 
 
pawcios 
Singlemalt Whisky Combatant


Ulubiona whisky: Laphroaig
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 266
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 7:08 pm   

Pawcio napisał/a:
jednogłośnie uznaliśmy tylko że niedobrze mieszkac tam gdzie jest przejebane')


Rozumiem, że wniosek poprzedzony został długą analizą? :lol:
 
 
Pawcio 
Singlemalt Whisky Apostle



Ulubiona whisky: Caol Ila
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 1085
Skąd: Wa-wa
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 7:15 pm   

Wiktor napisał/a:
Może każdy przedstawiłby swój mini ranking?


Islay z naciskiem na Ardbeg i Lag i Lap , no i Kevin sam w domu;))
Talisker
Zamek z nieśmiertelnego , Śluza kaledońska, Dufftown,Carrabridge, Oban
Orkady z naciskiem na Hoy i HP.+ringi i CaraBrae
do tego kilkanaście fajnych klimatycznych pubów .

Ale IMO najważniejsze jest żeby ta grupa ludzi co pojedzie sie znała , była w miare tolerancyjna i żeby przyszykowała się że wyda ok 2 razy wiecej niz myśli ;) ), no i żeby byli gotowi na spanie po dwóch w 1 wyrku;))))))
_________________
Pozdrawiam.Pawcio.
"Crusader i Złych Macallan'ów Niszczyciel. Postrach Karuizaw. Protektor Ardmorów. Wielki Piewca CI. BOW Inkwizytor In Spe"P.W.Jasnowski.

NIE TEN PRZYJACIEL, CO CIĘ NIESIE Z KNAJPY DO DOMU, A TEN CO CZOŁGA SIE RAZEM Z TOBĄ
 
 
 
pawcios 
Singlemalt Whisky Combatant


Ulubiona whisky: Laphroaig
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 266
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 7:19 pm   

Pawcio napisał/a:
no i żeby byli gotowi na spanie po dwóch w 1 wyrku;))))))


Pawciu, chcesz o tym pogadać? :lol:
 
 
Pawcio 
Singlemalt Whisky Apostle



Ulubiona whisky: Caol Ila
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 1085
Skąd: Wa-wa
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 7:25 pm   

chętnie o tym pogadam jak wrócicie;))
_________________
Pozdrawiam.Pawcio.
"Crusader i Złych Macallan'ów Niszczyciel. Postrach Karuizaw. Protektor Ardmorów. Wielki Piewca CI. BOW Inkwizytor In Spe"P.W.Jasnowski.

NIE TEN PRZYJACIEL, CO CIĘ NIESIE Z KNAJPY DO DOMU, A TEN CO CZOŁGA SIE RAZEM Z TOBĄ
 
 
 
mik_us 
Singlemalt Whisky Crusader



Ulubiona whisky: Kilka na A i na B ;)
Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 629
Skąd: Stolica Złotych Gór
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 7:28 pm   

Pawcio napisał/a:
no i Kevin sam w domu;))


Nie narzekał na mnie i Maro ? :) )) Trochę daliśmy czadu... Maro jak zawsze szczodrze zapodawał... a ja starałem się Kevinowi dotrzymać towarzystwa, ale w śpiewie nikt mu nie dorówna :)
_________________
Pozdrawiam
mik_us
http://whisky-blog.pl
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group phpBB3
naprawa laptopów