UWAGA! Obecna zawartość serwisu jest testowa - strona jest w trakcie tworzenia.
09.05.2024 czwartek 04:27 
2016.04.04

Poznań Whisky Show 2016, czyli zróbmy sobie festiwal... w Poznaniu



Tytuł: Poznań Whisky Show

Produkcja: Stilnovisti, 2016

Gatunek: targi whisky (używane zamiennie z "festiwal")

Obsada: około 20% wystawców z imprezy Whisky Live Warsaw i festiwalu w Jastrzębiej Górze + lokalsi

O co chodzi: ludzie o nikłym pojęciu o dobrej whisky, w tzw. "służbie" ludziom nie mającym pojęcia o dobrej whisky

Dla kogo: lokalny establishment, mało wymagający bibosze, międzynarodówka whisky-zarobkowa, dandysi płci obojga, różnoracy blogerzy i ich fani

Premiera: Hala Arena, 2-3 kwietnia 2016

Cytat: "Stworzyłem festiwal"



Poznań Whisky Show okazał się jedną z tych imprez, po których najmniejszą ochotę ma się na wracanie do niej myślami, nie mówiąc o przywoływaniu towarzyszących wrażeń i sileniu się na tworzenie zajmujących opisów. Najchętniej całe określenie "jakie to jest" zawarłbym w lapidarnym: było, minęło, szlus... Ale niestety, tak łatwo, prosto i przyjemnie się nie da. Za chwilę bowiem posypią się zewsząd entuzjastyczne recenzje, tradycyjnie pełne umizgów i zawsze gorących podziękowań, a "przypadkowo" pomijające większość mniej wygodnych faktów - zatem ponownie poczuwam się w niemiłym obowiązku napisać możliwie konkretnie, co się organizatorowi festiwalu (liczba pojedyncza nieprzypadkowa, w końcu sam go przecież "stworzył") udało, co udało się trochę mniej, a co wołało o pomstę do nieba.

Zdaje się zatem, że największym sukcesem (i rzeczywistym dokonaniem, jakby nie patrzeć!) okazała się solidna frekwencja. W sobotę, kiedy to gościłem na imprezie, wraz z upływem czasu liczba odwiedzających zdawała się zbliżać do całkiem przyzwoitych realiów "warszawskich". Równoległy układ wszystkich stoisk, wymuszony poniekąd zajęciem korytarza biegnącego zewnętrzną krawędzią budynku o owalnym kształcie, pomimo narastającego tłoku pozwalał na w miarę komfortowe poruszanie się po całym terenie festiwalu. Potężna kubatura i oszklenie Hali Arena były z jednej strony sporym atutem (wentylacja, przestronność ciągów pieszych, naturalne doświetlenie), lecz z drugiej socrealistyczna architektura pomieszczeń, rodem wprost z epoki późnego Gierka, i jej jakże ewidentne "wyeksploatowanie", powodowało ustawiczne wrażenie przebywania w kuluarach partyjnego sympozjum z okazji XXX-lecia PRL, nie zaś udziału w imprezie spod znaku kapitalistycznej, ekskluzywnej i lubiącej nieco bardziej wysublimowane wnętrza, whisky. Najzabawniejsze doznania w tym zakresie gwarantował "bar szybkiej obsługi", znajdujący się dokładnie pośrodku wspomnianego wyżej odcinka korytarza, epatujący woniami legendarnych dworcowych restauracji Wars-u oraz długo nie wietrzonych stołówek. O dziwo, organizator nie wspominał o nim ani słowem w swoich materiałach reklamowych, zachęcając do konsumpcji li tylko w paru przybyłych na miejsce food-truckach (znajdujących się, co naturalne, poza budynkiem Areny). Podziwu godna troska o powonienie festiwalowiczów - pytaniem otwartym pozostaje natomiast wariant zapasowy, na wypadek mniej sprzyjającej aury...
Na plus organizacyjny zaliczyć muszę odpowiednią mnogość obsługi festiwalowej (bramki, szatnia, sklep etc.), żwawe donoszenie przez nią na stoiska równie licznych dzbanków z wodą, jak też generalny i rzucający się w oczy brak poważniejszych kolejek. Koszt wstępu na festiwal, w wysokości 75-80 zł za oba dni (w zależności od momentu i kanału zakupu) również wydał mi się niewygórowany - w szczególności, że na niemal każdym stoisku można było uraczyć się czymś "w cenie biletu" (czym dokładnie - to już, jak wiemy, całkiem odrębny temat).

Minusy pomniejsze... Pierwszy z nich stanowił, znany skądinąd, system "żetonów" płatniczych, wymuszający ich nabywanie na odrębnym stoisku. Zajmowało to dobrą chwilę i było dość upierdliwe, w szczególności gdy obsługa z jakichś powodów używała wyłącznie karteluszy o nominale 5 zł (fakt, że przy wymianie większej kwoty otrzymałem o jedną sztukę takiego "żetona" za mało, kładę oczywiście wyłącznie na karb zaambarasowania sprzedawców).
Minusik drugi przyznaję za brak typowej smyczy-wieszaka oraz jakiejkolwiek personalizacji okolicznościowego kieliszka (sam zaś kieliszek to nic innego, jak słynny "niby-Glencairn z Auchana").
Trzeci ujemny punkcik, za brak jednolitej komunikacji, która powinna wyrażać się w identycznym - i rzucającym się w oczy - oznakowaniu stoisk, porządnym planie sytuacyjnym (to co zaprezentowano i kolportowano, było skrajnie nieczytelne), oraz w sprawnym serwisie informacyjnym. Nikt bowiem nie informował przybywających gości o obowiązujących zasadach płacenia za whisky, o miejscu zakupu "żetonów", o liście dramów gratisowych, o sposobie ich otrzymywania i tak dalej. Ktoś o niewielkim doświadczeniu targowym miał pełne prawo poczuć się nieco zagubiony.

Pora na minusy tzw. poważne. Pierwszy - i niejako w Polsce tradycyjny - to słaby wybór whisky. Odpowiedni, niemal wyłącznie, dla osób bardzo początkujących. Obecna była część oficjalnych importerów ze swoimi markami, kilka detalicznych sieci sklepowych, kilku lokalnych retailerów... Oraz, co oczywiste, wszystkie firmy kontrolowane przez organizatora targów. A whisky? Podstawowe, oficjalne, oklepane. Żadnej edycji festiwalowej, żadnej premiery. Bezpiecznie, przyziemnie, nudno, choć - sądząc po zaobserwowanych reakcjach - adekwatnie do oczekiwań większości odwiedzających. Za wspaniały rarytas robiła kilkuletnia, torfowa "Rage Whisky"... Cóż, widać "taki mamy target". Przy stoisku znajomego sklepu BWM, tej wystawienniczej, polskiej perełki, niezmiennie oferującej niezłą whisky od niezależnych bottlerów oraz skromną pulę prawdziwych rarities, wedle moich obserwacji przebywało stosunkowo najmniej osób. A niekiedy nie było zupełnie nikogo, poza mną (i, oczywiście, sprzedawcami). Zupełnie odwrotna sytuacja, niż na ostatnim Whisky Live w Warszawie. Czy to nie symptomatyczne?

Drugą poważną wadą, zaniechaniem wg mnie mocno istotnym, był brak przygotowania czegoś w rodzaju "enklawy spokoju". Oddzielonej, choćby symbolicznie, przestrzeni, z miejscami do posiedzenia (np. ze znajomymi), celem niezakłóconej kontemplacji zakupionych dramów. Jedynym, lecz mocno połowicznym (zdaje się też, nie do końca legalnym?) rozwiązaniem, było udać się z kieliszkiem poza Arenę - na okoliczne trawniki i niezbyt liczne, parkowe ławki. Odniosłem wrażenie, że podnajęcie kilkudziesięciu dodatkowych metrów korytarza i ustawienie tam choćby parunastu stolików z krzesłami, nie byłoby zadaniem ponad siły organizatora.

Minusem trzecim, i chyba najpoważniejszym (przy założeniu, że samą słabość oferty whisky usprawiedliwimy brakiem zainteresowania odwiedzających lepszym produktem) uznaję jednak kompletny brak swoistego, autorskiego pomysłu na imprezę, jej absolutną wtórność w stosunku do innych festiwali - bo potworki w stylu dość żałosnej karykatury Highland Games, czy niepotrzebnie nakręcanej "Whisky Fight Night" ("po raz pierwszy w Polsce!") świadomie tutaj pomijam. Przy czym podkreślić wypada, iż o ile będziemy traktowali Poznań Whisky Show jako event stricte lokalny, przeznaczony wyłącznie dla osób z Poznania i okolicy, ciężko zgłaszać do tego wtórnego modelu zastrzeżenia. Ostatecznie, cyrk objazdowy daje wszędzie ten sam program i nikomu to nie przeszkadza ;-) Tym niemniej, aby regularnie ściągać do Poznania fanów whisky z Warszawy, Gdańska, Wrocławia, albo wręcz z odległego Szczecina, konieczne wydaje się pilne znalezienie atrakcyjnego elementu różnicującego. Być może warto pomyśleć o wykorzystaniu przylegającego do Hali całkiem ładnego, rekreacyjnego terenu, może warto zdecydować się na model animacyjny (centralna scena, prezentacje, konkursy i inne atrakcje dla wszystkich gości), a może po prostu postawić na autentyczne masterclasses. Ich zaproponowana namiastka (a w kilku przypadkach po prostu żenująco nędzny substytut rodem z Polski) nie spotkała się - sądząc po ilości biletów sprzedanych na dzień przed festiwalem - z zainteresowaniem nawet zupełnie początkujących entuzjastów whisky. Być może warto "zainwestować" w większą liczbę poważnych, renomowanych prelegentów, z autentyczną wiedzą oraz jakimkolwiek udokumentowanym dorobkiem, gwarantujących rzeczywisty walor merytoryczny (jak też degustacyjny) takich odpłatnych sesji?


Ocena (1-10):
- wybór whisky: 3
- ergonomia/organizacja: 5 (przy dobrej pogodzie)
- frekwencja: 6
- klimat: 2
- pomysłowość i inwencja: 0


Suma wrażeń: dość siermiężna, sztampowa i mało inspirująca impreza. Pierwsze koty za płoty, ale warto przyłożyć się zdecydowanie bardziej. Jeżeli ambicje organizatorów sięgają skali ogólnokrajowej, muszą w pierwszym rzędzie zastanowić się nad własnym, oryginalnym pomysłem na festiwal. W obecnej postaci jest on po prostu mniejszą, uboższą i cokolwiek prowincjonalną wersją konkurencyjnych targów. Nawet odbywający się w mikroskopijnej - przy takim Poznaniu - Jastrzębiej Górze, festiwal Andrzeja Kubisia, wygląda kilka razy bardziej światowo.


Ciekawostka przyrodnicza: jedyny terminal płatniczy na terenie imprezy udało mi się znaleźć na jednym ze stoisk. Nie dysponowała nim ani kasa, ani sklep festiwalowy (ten oferujący "żetony" płatnicze oraz, co najlepsze, butelki whisky). Ani, rzecz jasna, pozostali wystawcy.




[PWJ]



R E K L A M A